The overall score really rejects the price/value relationship and the overall taste of the dishes.
The Thai Street Food name is a good indicator of many of the portion sizes. We were 2 adults with 2 older children and we each ordered a dish.
My wife received her dish first. Shrimp in a very spicy sauce (the menu itself has no indicator of levels of spiciness) which was much too spicy for her. I then received my dish about 15 minutes later (picture below - see comparison to fork) and we all laughed at how small it was. And it cost 52zł!! Crazy for that portion size. Next up was my first son who received what was literally an egg on minced beef. Another small dish over 50 zł which was just not worth the price. Absolutely nothing special. After another 15 minutes and a total of 40 minutes from when the first dish came which was far too long to wait.
And what did we wait for? The last dish was a type of curry dish with noodles and a drumstick. This was probably the best dish of the 4, but that is not saying much.
Getting to the drinks. They have only a house wine offered in 100ml/170ml for 18/30zł. Never seen such a high price! Not worth it.
Unfortunate, we won’t come back.
BTW, Thai Long is next door. Mniam mniam. Cheap, tasty, good...
Read moreAhaan Byłem kilkukrotnie w starej lokalizacji i już cztery razy w nowej, na Saskiej Kępie - to jest wizyta zawsze zakończona happy endem! Nigdy się nie rozczarowałem, a mało tego wielokrotnie byłem zaskoczony. Idąc do restauracji poszukuję też nowości! Ahaan to daje. Przenosi do Tajlandii, którą się wspomina, i którą się tu poznaje. W Ahaanie nie zjecie pad thaia - dowiecie się dlaczego. Przyszykujcie się, że mango w sałatce będzie niedojrzałe, i ciężko będzie prosić o odstępstwa od tajskich ideałów. Konsekwentnie! Często spotykam się z opinią, że lokal jest drogi - owszem łatwo tu wydać więcej niż się planowało, ale pamiętajcie proszę, że część składników np ziół przylatuje co tydzień samolotem, że żeby gotować orientalną kuchnię na dobrych produktach cena musi być siłą rzeczy wyższa. Chef: Konrad Markowski Sous chef: Nataniel Czaplicki Jadłem: •Nam tok neua - sałatka ze stekiem •Gaeng phet Gai - curry z kurczakiem grillowanym •Laab bpet - sałatka mięsna z kaczki •Nam tok sapparot - ostro kwaśny ananas •Pad Mee hokkien •Golonka i wiele innych Polecam: absolutnie wszystko! Wege: tak! Wizyt: 7 Alkohol: full bar; dobra karta win - dużo win ze znanych mi selekcji Rymarczyka czy WineRepublic; bardzo dobre cocktaile. Z ciekawostek - tajskie energetyki - straszne ulepy, ale jak kto lubi. Bezalkoholowe: duży wybór Tips: od czasu do czasu (trzeba śledzić SoMe) organizowane są tu specjalne kolacje pod nazwą Hua Lamphong (dworzec w Bangkoku). Na jedną z nich zostałem zaproszony. Spróbowałem tu rzeczy, których nie próbowałem w Tajlandii, i pewnie nawet bym się spróbować nie odważył. Tatar ze świni i świńskiej krwi siekany tak długo, że zaemulgował do postaci dżemu? tak dobry jak tajski masaż! Ps. Pamiętam jak stojąc na placu Unii lubelskiej, siorbiąc tajski rum w oparach dymu z wędzarni i Bartosz z Konrad mówili, że jeszcze kilka lat będą gotowali tajską kuchnię mieszcząc się ściśle w jej ramach i wzorcach, żeby później pójść swoją drogą. Dziś widzę, że ten proces się rozpoczął, że zdąży Wam się już trafić na ich doskonale kreacje takie jak np Nam tok sapparot - ostro kwaśny ananas. Taka wizyjność, takie podejście to jest naprawdę wartość i w dzisiejszych czasach i w Polsce. PPS. Pracują tu bardzo fajni ludzie i na kuchni i na sali. Cześć z nich od czasu do czasu robi sobie przerwę w pracy i lata wtedy do Thailandii na kilka miesięcy! Na kuchni pracuje między innymi Sareeta, z którą pracowałem lata temu w Solcu44, a...
Read moreKoncept food sharingu w Ahaan jest kuszący. To miejsce, które aż zachęca, by przyjść w grupie i testować kolejne talerze. Jednak założenie różnorodności szybko okazuje się złudzeniem, gdy niezależnie od wyboru wita nas ta sama dominująca nuta: kolendra. Aromatyczna, intensywna i charakterystyczna - potrafi zachwycić, ale w nadmiarze staje się tyranem, który tłumi wszelką subtelność i niuans. Tajlandia to przecież kraj kontrastów smakowych. Kwaśne, słodkie, ostre i gorzkie powinny grać w harmonii, a tu zamiast orkiestry mamy jeden instrument, grający do upadłego.
Niektóre dania bronią się formą. Tatar z ryżem zawijanym w liść to interesująca dekonstrukcja klasyki, choć bliżej mu do kuchennego performansu niż do kulinarnej przyjemności. Kalmary w chrupiącej panierce ze słodko-pieprznym sosem pokazują, że w prostocie tkwi siła. Pad see ew to solidna porcja comfort food, sycąca i pocieszająca, ale też nużąca po kilku kęsach. Ogórki, lekkie i odświeżające, przypominają, że czasem najmniej skomplikowane elementy potrafią być najbardziej udane.
Serwis niestety nie pomógł w budowaniu doświadczenia - opóźnienia z uwagi na zapomnienie o części zamówienia sprawiły, że kleisty ryż, który miał być bazą dla dwóch dalszych dań, przekształcił się w zimny, zbity dodatek (w skrócie: ulep) bez celu. Hat yai to kurczak, w którym panierka zdaje się grać rolę główną, a mięso schodzi na drugi plan. Nam tok ped, czyli kaczka, to mocny akcent. Mięso soczyste i pełne charakteru, ale jego ostrość wymagała ryżu jako partnera, by zamiast ataku smaku otrzymać harmonię.
Atmosfera miejsca, szczególnie dzięki dużemu ogródkowi, zdecydowanie zachęca do odwiedzin. Ale to, co pozostaje w pamięci, to pytanie o istotę kuchni fusion i reinterpretacji tradycji. Bo czy kuchnia, w której każdy akord sprowadzony jest do jednego zioła, faktycznie oddaje ducha Tajlandii, czy raczej staje się pastiszem egzotyki dostosowanym do lokalnego gustu? Ahaan intryguje i przyciąga, ale jednocześnie przypomina, że w gastronomii równowaga jest sztuką, a różnorodność smaków nie polega na liczbie dań w karcie, lecz na tym, jak powinny ze sobą współbrzmieć. I tutaj dochodzimy do sedna: karta, choć podzielona na kategorie, w praktyce mogłaby mieć tylko jedną. Nazwałabym ją po prostu „kolendra”, o której ciężko zapomnieć, choć na pewno nie w pozytywnym znaczeniu tego...
Read more