Edit: Po ostatniej sytuacji (w zeszłym tygodniu) kiedy o godzinie 17 pozostawiono na wydawce jedną Panią obsługującą, która była wyraźnie zmęczona swoją pracą w najbliższym czasie na pewno ponownie się nie wybiorę, a skorzystają na tym danie na wagę w solarisie, bo tam przynajmniej może ktoś mnie obsłuży według kolejnosci i nie umrę z głodu w czasie oczekiwania. Jako stały klient jestem zawiedziona sytuacją, która ostatnio nas spotkała. Wchodząc do lokalu zastałyśmy kolejkę na ok. 3 osoby, stanęłyśmy i grzecznie czekałyśmy. Pani była jedna, wiec cała kolejka została wstrzymana gdy musiała odebrać telefon. Po telefonie Pani zaczęła obsługiwać, kolejka zaczęła się ruszac, przyszla nasza kolej (po koło 9 minutach od wejścia do lokalu) Pani blondynka zaczęła nas obsługiwać. W międzyczasie do lokalu weszło ok. 7 mężczyzn, to nagle pojawiła się druga Pani, to poprosiłam żeby najpierw nałożyła mi szybko na talerz, gdyż tamta Pani pakowała jedzenie na wynos. Pani blondynka bardzo się oburzyła powiedziała, że nie bo ona będzie nam nakładać i kasować. Ok może i by było spoko gdyby nas nie okłamała i efektem tego było to, że jeden z Panów który przyszedł po nas miał nałożone przed nami i był skasowany przed nami, a skasowała nas i tak Pani numer 2. W związku z tym, że mój żołądek tego dnia nie był skory do kompromisów ani takich sytuacji zdecydowałam, że nie będę niczego jeść i poszłam zjeść gdzie indziej. Jest mi po ludzku przykro, że mężczyznę który stał za mną i moją mamą obsłużono wcześniej, gdyż bywałyśmy w tym lokalu od 2 do 3 razy w tygodniu i większość Pań nas znała, bo nie przyszłyśmy tam pierwszy raz. Gdy ktoś okazuje mi jednak taki brak szacunku wracać nie będę, a Pani blondynce życzę żeby tez ktoś kazał jej tyle czekać po całym dniu niejedzenia ile ona kazała czekać mi.
Tak było: Cudowna obsługa, obiadki jak u babci do tego bardzo przytulny wystrój😍 Idealne miejsce na...
Read moreKilka dni temu zamówiłam na wynos flaki, rosół i frytki. Pojemniki na zupę są moim zdaniem mikroskopijne w przeciwieństwie do jedzenia na miejscu. Cena obiadu na miejscu w Quchni jest rozsądna jak na dzisiejsze czasy ale zupą na wynos naje się 5-letnie dziecko, jeśli nie jest bardzo głodne. Do owego pojemnika nalano mi połowę porcji zupy, podczas gdy klientka przede mną dostała flaki nalane "po korek". Pan podał mi zabezpieczone folią pojemniki, więc spytałam go, czy może mi dolać bo trochę jednak mało tej zupy. Zostałam przeproszona ale co do dolewki był problem bo trzeba by domówić dodatkową porcję w kuchni i w związku z tym zaproponował mi kompot w ramach zamiany. Fajnie ale co mi po kompocie kiedy mąż woli zjeść dobre flaki, a nie pić kompot. Chwilę później kolejna klientka głośno wyraziła niezadowolenie przy kasie, że ma dopłacić za frytki do dania ze smażonym serem, które jak sądziła już opłaciła. Gdy zaczęłam z nią rozmawiać, dociekając co jej się nie spodobało, a siedziałam tuż przy kasie, nieco poirytowany sytuacją pan zza lady zapytał mnie na co jeszcze czekam, więc odpowiedziałam, że na frytki które również zamówiłam na wynos. Zwykle nie jestem czepliwa i zaznaczam, że stołuję się w Quchni naprawdę od wielu lat i NIGDY nie miałam powodów do narzekań ani na jedzenie ani na obsługę, która była super jeszcze do niedawna. Tym razem jednak postanowiłam napisać bo jestem coraz bardziej rozczarowana. Dziś dostałam na wynos dwie sałatki z tuńczykiem bez sosu suche jak wiór. Nie wiem o czym myśli pracująca tam aktualnie młoda ekipa ale mam wrażenie, że przestają się starać o klienta i są tam jakby za karę. Nie chciałabym żeby to miejsce powoli traciło klientów bo uważam, że wciąż jest jednym z najlepszych miejsc w Opolu, co widać po częstym oblężeniu przez głodnych ludzi ale porównując qcuchnię sprzed kilku lat zaczynam...
Read moreŚniadanie? Smaczne, naprawdę. Jedzenie zaskoczyło na plus – wszystko świeże, dobrze przyprawione, chociaż szynka pokrojona tak grubo, że można by z niej zrobić klapki na lato. Ale przynajmniej człowiek miał co gryźć. Niestety, cała reszta wyglądała trochę jak próba generalna do szkolnego przedstawienia o gastronomii. Weszliśmy rano – lokal pusty, a pan z czarnymi włosami za ladą kompletnie pochłonięty… telefonem. Przez dobre 4 minuty nawet nie uniósł wzroku. Gdy już zaszczycił nas uwagą, zapytaliśmy o kakao lub gorącą czekoladę – odpowiedź była szybka i stanowcza: „Nie ma, skończyło się.” No cóż, bywa. Sęk w tym, że parę minut później wchodzi kolejny klient i… magia! Kakao i czekolada nagle się znalazły. Albo zapasy pojawiły się z alternatywnego wymiaru, albo ktoś po prostu nie miał ochoty się wysilać. Na szczęście drugi pracownik – blondyn – już zupełnie inna bajka. Uprzejmy, ogarnięty, miło się z nim rozmawiało. Chciałoby się, żeby był na zmianie sam. Kawa do śniadania? Taka, co już swoje przeżyła. Ewidentnie parzona wcześniej, pewnie o świcie, i od tego czasu powoli traciła sens istnienia w dzbanuszku. Idealna, jeśli ktoś lubi rozczarowania w płynie. Nie mylić z kawą z karty – to nie to samo, niestety. Do tego klejące się stoliki – miły bonus dla tych, którzy chcą się związać z lokalem na dłużej, dosłownie. Podsumowując: jedzenie – tak. Obsługa i klimat – nie bardzo. Gdyby smak mógł mówić, powiedziałby: „wróć.” Gdyby atmosfera mogła mówić, powiedziałaby: „może lepiej nie.” Więc…...
Read more