It was my last night in Kielce on a work trip, a pretty cold evening, but I still went out to explore the city and find something for dinner. This place quickly caught my attention—a red door with Irish music playing. I walked through a hallway and discovered a well-decorated, spacious Irish pub. The staff was very friendly. I mentioned I just wanted a beer and something to eat, and they invited me to sit wherever I felt most comfortable.
The only odd thing was that the menu prices weren’t updated, which seemed strange, but it wasn’t a big deal.
I ordered a cheeseburger with fries and a salad—great taste and a generous portion. I also got a well-served, cold Guinness. I’d definitely recommend it. The experience is probably even better with a big group of friends, but even alone, you can have a good time without being disturbed.
A great spot to enjoy a drink and a good meal in a welcoming atmosphere. Cheers...
Read moreZaszedłem tam z kolegą na grzane piwo. Dwóch grzecznych, dorosłych (oboje okolice czterdziestki), kompletnie trzeźwych (dopiero przyjechaliśmy do centrum miasta) ludzi w koszulach z kołnierzykami, nie żadne szczeniactwo. Odwiedziny tego pubu zaczęliśmy od 1. piętra. Pani kelnerka była bardzo miła. Natychmiast do nas podeszła i spytała, czy może stolik dla dwóch osób. Kątem oka zobaczyliśmy jednak dużą imprezę zorganizowaną i stwierdziliśmy, że może nie będziemy przeszkadzać i zejdziemy na parter.
Na parterze powiesiliśmy kurtki, zaczęliśmy się rozglądać, po czym podeszła do nas chyba kierowniczka. Pyta nas: „panowie czego szukacie?” (takim tonem, jakbyśmy byli jakimiś intruzami). My na to „noo… miejsca dla dwóch”. Kierowniczka: „Bez rezerwacji? NIE MA!” (znów takim tonem, który nawet byłoby trudno tu opisać). Powiedziałem pani kierowniczce, że niemiło się do nas zwraca i wracamy na górę, tam jakimś cudem miejsca były i było milej…
Tak też uczyniliśmy. Siedliśmy na górze. Pani nam uprzejmie przynosi kartę menu. Przeglądamy. Nagle przychodzi kierowniczka z dołu, idzie do kelnerek za bar, coś im mówi, one zerkają na nas. Następnie podchodzi do nas jedna z kelnerek i pyta: „Panowie gdyby chcieli jakieś jedzonko to dziś nie będziemy mieli, bo są wigilie pracownicze.” Odpowiedziałem jej: „Nie ma sprawy, my tu nie na jedzenie tylko na jedno piwo. Napiję się grzańca.” Pani na to „piwa też nie mamy, dzisiaj nic nie mamy”.
Drodzy Państwo Kochani! Dobrze. Dziś jest 13 grudnia. Rozumiem, że są wigilie. Wystarczyło wywiesić kartkę albo, skoro już weszliśmy, to nas jakoś odrobinę milej zbyć informując, że moce przerobowe macie na tyle niskie, że nawet dwóch ludzi nie obsłużycie. Można to było zrobić cywilizowanie bez takich jaj. Ja nie jestem jakąś ścierką żeby mną tak pomiatać. Byłem wiele razy w Waszym pubie. Wystrój jest bardzo fajny, chociaż trochę przesycony, za dużo wszystkiego, przy barze jak się stoi to nie ma gdzie łokcia oprzeć, ale nigdy się nie czepiałem. Nigdy się też nie czepiałem, że w IRISH Pubie jedynymi pracownikami i kierownikami są Polacy. Jedyny Irlandczyk, jakiego tam spotkałem, to był mój własny przeze mnie przyprowadzony znajomy.
Żałość, żałość, żałość. Poszliśmy do innego pubu. Też mieli różne firmowe wigilie, no ale znalazło się piwo i kawałek kanapy dla dwóch ludzi bez rezerwacji. W tym innym pubie był też kominek z prawdziwym ogniem, choinka, i bardzo miła obsługa.
Drogi Irish Pubie – moja noga w Tobie więcej nie...
Read moreTo prawdziwa perełka Kielc. Wróć!!! Nie perełka, a Perła przez wielkie P. Od razu proszę o wybaczenie jeśli pominę jakąś cnotę tego przybytku. Zacznę niestandardowo, od personelu. Młodzi ludzie, którzy skradli moje serce od pierwszej sekundy pobytu, a nawet wcześniej, 2 tygodnie temu, gdy przyjęli rezerwację stolika na 21.30. Nietuzinkowe osoby, które nieźle zasuwają, a jednak znajdują czas dla Klientów, by doradzić, wspomóc i spełniać dziwne zachcianki. Tu mała prośba do przyszłych Klientów, nie dzwońcie w sobotę popołudniu i wieczorem z pytaniem o wolny stolik. Pani Managerka, czy też barmanki/ kelnerki muszą 60 razy na godzinę podnieść słuchawkę i z wielkim bólem poinformować, że lokal jest "sold out". Wpadnijcie, po prostu, może fuksem traficie wolny stolik. Kolejnym tytanem pracy jest Pan Krzysiu, (wybacz, że od razu bez pytania przeszedłem na Ty). Krzysiu jest niesamowity, rozwala system. Ani przez sekundę nie widziałem, by ten ogrom roboty Go przytłaczał. Bądźcie, drodzy czytelnicy, mili dla obsługi, bo na to zasługują. A zanim się na Nich skrzywicie to przełknijcie ślinę i zobaczcie ile energii i pasji wkładają w swoją pracę.
Lokal jest pięknyi klimatyczny, co widzicie na fotkach, więc się nie rozpisuję.
Szkoda, że z irlandzkich piw, lany jest tylko Guinness, ale myślę, że winni są tu Klienci, bo 90% zamawia lane Tyskie, co dla mnie jest obrazą dla Irlandii. Pozwólcie, drodzy Kielczanie, pokazać swoje możliwości PUBowi i zamawiajcie irlandzkie słodkości, a może następnym razem nadzieję się tam na Kilkenny albo mojego ulubionego Murphy's.
Karta dań rozwala. Ukłony dla Pań w kuchni. Jedzenie jest świeże, dopracowane i bez jakiś tanich zamienników. Ich wołowina w każdym daniu aż woła: bierz mie... Zapiekany Chedar powalił mnie na kolana, ciekaw jestem jego smaku sauté, bez jalapeños. Tatar jest delikatny jak pierzynka.
Jako rozchodniaczka Krzysiu proponuje ich "Limoncello". Nie żałujcie dyszki za shota, bo warto. Nie jest tak słodki, ani gorzki jak włoscy protoplaści.
Dzięki za cudny...
Read more