Jadłeś już burratę z białą czekoladą i śliwką? Ja do niedawna też jeszcze nie. A właśnie takie niecodzienne - i przepyszne! - kreacje masz okazję poznać w restauracji „Gdańska14”. Ale zanim z karty wybierzesz coś do jedzenia, powinieneś zacząć od aperitifu. Bo koktajle autorskie w „Gdańskiej” to smakowe doznanie warte grzechu. Zarówno „COCONUT DESSERT”, jak i „CLARIFIED NEGRONI” przyjemnie nas zaskoczyły - perfekcyjnym wyglądem, ale przede wszystkim wysublimowanym smakiem. I prawie akrobatyczne wyczyny barmana przy mieszaniu tych specyfików też cieszyły oko.
Tak „przygotowani” z radością zamówiliśmy przystawki i dania główne. Wybór dań wegetariańskich jest niewielki, ale jak zapewniła nas kelnerka bez problemu można poprosić o eliminację mięsa z dań je zawierających. Nie zdecydowaliśmy się na to, bo uśmiechnęły się do nas sznycel z bakłażana i tagliatelle orkiszowe. Sznycel w chrupiącej panierce był przepyszny, a jak wiadomo oberżyna nie jest najłatwiejszym do zrobienia warzywem. Ale tu była idealna: świetnie przyprawione połączenie zewnętrznej chrupkości i wewnętrznej miękkości. Domowe frytki z dodatkiem soczystego groszku i fasolki edamame świetnie całość uzupełniały. Tagliatelle również nie miało żadnych wad: makaron był trafiony perfekcyjnie w al dente, a cała reszta - z grillowaną sałatą rzymską w roli głównej - cieszyła podniebienie maślano-serowym sosem z akcentami słonych kaparów i słodkiego groszku.
Ale zanim na stole pojawiły się dania główne, wjechało nań „pozdrowienie z kuchni” w formie humusowego kremu z czereśnią na szczycie, którym smarowało się malutkie kromeczki chleba. Przepyszna kreacja i miły kulinarny akcencik na początek.
Moim osobistym ulubieńcem była jednak przystawka z burraty z cieniutko pokrojonymi plasterkami surowej marchwi, bazylią i delikatnym sosem z cieniem białej czekolady, okraszonym ćwiartkami (chyba pieczonej) śliwki i puree z pietruszki. Pietruszki nie lubię, ale jej smaku zupełnie nie czułam, więc kucharz albo o puree zapomniał, albo było tak subtelne, że nie zagłuszyło genialnej całości. Kompozycja kremowej burraty z lekko słodkawymi składnikami - której nie brakowało smaku również subtelnie słonego - na długo pozostanie mi w pamięci.
Po tak opulentnej kolacji miejsca na deser właściwie już nie mieliśmy, ale na szczęście z niego nie zrezygnowaliśmy, bo na stole pojawił się nie tylko zamówiony Mille feuille, ale także imponujący aromatyczny dym z ciekłego azotu. W tak klimatycznej osłonie dymnej chrupkie ciasto francuskie ze śmietaną i truskawkami smakowało podwójnie.
W „Gdańskiej” spędziliśmy 2,5 godziny i rozkoszowaliśmy się każdą minutą. Obsługa jest sympatyczna i spostrzegawcza - bez sztywności, którą często dotknięte są droższe restauracje. Czuliśmy się tu mile widziani, a nasz pies od razu dostał wodę - w przepięknej mosiężnej misce, której pochodzenia - mimo wywiadu wśród całej obecnej w ten wieczór załogi - nie udało nam się niestety zidentyfikować. (Jeśli ktoś z odpowiedzialnych za zakupy to przeczyta, byłabym wdzięczna za wskazówkę).
Przyjemnie zaskoczyła nas też reakcja kelnerki na nasze lekkie rozczarowanie kartą win, na której nie znaleźliśmy naszych ulubionych smaków. Ponieważ - jak się dowiedzieliśmy - okrojenie karty win spowodowane było jej aktualną zmianą, zaproszono mnie do winiarni - pomieszczenia obok, w którym znalazłam bardziej do nas pasujący trunek.
Wizyta w „Gdańskiej” to był przemiły wieczór i niezapomniany kulinarny akcent naszej kilkudniowej wycieczki do Bydgoszczy. Jedyne, co bym zmieniła, to wielkość porcji. Dania główne są zbyt duże: redukują szansę na spróbowanie deseru i swoim rozmiarem przypominają posiłki w stołówce. A to lekki dysonans w kulinarnie tak profesjonalnym otoczeniu. Poza tym wszystko było „cacy”: stylowe wnętrze z wyważonym oświetleniem, niecodzienne, ale bardzo harmonijne kreacje kulinarne i przemiła obsługa. Godne polecenia - dla...
Read moreSkusiłam się na odwiedziny w restauracji tylko dlatego że zamknęli moją ukochaną La Rose, a właściciel jest ten sam, więc miałam nadzieję na odrobinę jakości jedzenia i atmosfery jak była we wspomnianym lokalu. Niestety jedno wielkie rozczarowanie! Jedna gwiazdka, ponieważ nie można ocenić na "0", a jedynie na taką ocenę zasługuje śniadanie serwowane w Gdańskiej 14! Piękna nazwa jednej z pozycji menu jajka royal wybitnie nieadekwatna, ponieważ daleko jej do królewskich smaków! Zacznijmy od zwiędłych sałat, bladych bez krzty smaku warzyw i zimnych jajek. Całe danie soli i pieprzu nie widziało, o innych przyprawch nie wspominając. Wynikało to ze złej jakości produktów, bądź złego przechowywania, ale to już sami będziecie wiedzieć najlepiej. Przejdźmy przez chłodną, pozbawioną przytulności atmosferę, gdzie czujesz się piątym kołem u wozu, a czas oczekiwania ok 20 min na zimne danie, gdzie jesteś jedynym gościem (co daje do myślenia) również nie zachwyca. Skończmy na toalecie która mieści się w hotelu i żeby się do niej dostać trzeba przejść przez zimne lobby i załatwić swoje potrzeby fizjologiczne w wątpliwie pachnącym wc! Jedyną rzeczą o której można naciąganie powiedzieć, że była poprawna to kawa (flat white), choć i jej wiele brakuje to tej z La Rosy, która była aksamitna i kremowa do ostatniego łyka, a tu jedynie troszkę spienionego mleczka z wierzchu, a reszta to po prostu kawa z mlekiem....
Read moreRestauracja mało przytulna, robi wrażenie jakby się siedziało w holu hotelu, gdzie ustawiono stoliki. Jedzenie to naprawdę nie przesadzając coś dramatycznego, biorąc pod uwagę renomę restauracji. Jedliśmy w kilku restauracjach z grupy Focus Hotel do której należy też Gdańska14 w tym takich, które były rekomendowane przez przewodnik Michelin jak Piwna47, ale i w Bydgoszczy np. Ceskym Porcie czy La Rosie, której słusznie już nie ma i szczerze oceniając Gdańska14 wypada najsłabiej. Jedzenie nie tyle przeciętne, co po prostu niesmaczne. Ktoś po prostu nie ma smaku. Nieważne są intencje, popisy (nie)kreatywność kucharza, a smak, który w tym miejscu nazwać należy NIESMAKIEM. Dawno w restauracji tego sortu nie jedliśmy nic bardziej paskudnego. Żeberko smakuje jak kawał rozgotowanego mięsa z zupy. Papardelle tak mdłe, a kurczak przegotowany bez żadnego smaku, że zbiera się na wymioty. Kiepski barszcz ukraiński. Zjadliwe było zimne puree ziemniaczanego i deser tyramisu, któremu też co nieco brakowało. Kompletny brak rozumienia kuchni, świadomości kucharza, używanych składników, brak smaku i rezultat w postaci podrzędnego baru mlecznego gotowy. Wasza druga restauracja czesky Port, gdzie jest najlepsza golonka w naszej ocenie zdecydowanie wydaje się być lepsza niż niby wykwitna...
Read more