Nie przywykłem do tego, żeby dawać aż tak negatywne oceny, bo jednak nie może być tak, źle, jakiś pozytyw musi być. A jednak… 8 marca, dzień kobiet i mój świetny pomysł na prezent dla żony - rezerwacja na Restaurant Week – festiwal, który w swoim założeniu miał nauczyć nas – gości tego, że warto robić rezerwacje, żeby komfortowo spędzić czas, a restauracje, że da się nie marnować jedzenia wiedząc ile go zrobić. Piękna idea. Otóż Pół na Puł ma trochę inne zdanie o tym czym jest festiwal. Idąc do restauracji dało się zauważyć, że jest ona niemal pusta. Człowiek się cieszy, wejdzie szybko, obsługa będzie miała możliwość skupić się na zamówieniu, wszystko na tip top. Nic bardziej mylnego. Mimo wszystko nie zraziło nas to, że musieliśmy swoje odstać, ot, mała niedogodność, zaraz będzie lepiej, bo przecież za chwilę wkroczy główny punkt programu – jedzenie na które czekaliśmy cały dzień. Usadzono nas na końcu Sali. Nie tylko nas, wszystkich festiwalowych gości usadzono w jednym miejscu. Nie czuliśmy się jak restauracji, a raczej w fast foodzie, gdzie goście siedząc stukają się łokciami, ponieważ są tak blisko siebie. Rozumiałbym, gdyby restauracja była pełna, ale w tym przypadku widzieliśmy mnóstwo wolnych stolików. Spędzanie tak czasu nie jest komfortowe, wręcz przeciwnie – miłe chwile, które chciałem spędzić na rozmowie w przyjemnym miejscu zajadając się pysznym jedzeniem były tylko odległym marzeniem. Może taki był zamysł, bo przecież z innymi gośćmi mogliśmy rozmawiać nawet się do nich nie przysiadając. Ale w końcu chodzi tu o jedzenie, o wizytówkę restauracji. Jak ktoś nieświadomy, to rezerwując Restaurant Week, wybieramy z góry narzucone menu – takie, jakim restauracja chce się pochwalić, zachęcić do kolejnych wizyt i do ściągania znajomych. No to tutaj tego nie będzie. Przystawka pojawiła się po naprawdę długim czasie, była chłodna i w sumie całkiem średnia. Ani dobra, ani zła. Gorsze jadłem. Ale to, że po takim czasie oczekiwania, prawie drugie tyle czasu musieliśmy czekać na zabranie brudnych talerzy to już była lekka przesada. I nadal ktoś może się kłócić, że kelnerki miały dużo pracy, bo pełna sala, bo „tabaka”, ale ta sala była prawie pusta, no2 poza osobami z RW. Powolne, opieszałe podejście nie sprawdza się jeśli liczymy na napiwek, a zadanie prostego pytania „czy smakowało? Czy wszystko w porządku?” naprawdę otwiera serca gości! Danie główne równie średnie jak przystawka. Dużo działo się na talerzu, mało konkretów, jedzenie z gatunku „zjeść i zapomnieć”. Dla ciekawych – wybraliśmy menu A, czyli to dla osób, które nie są mięsosceptyczne. I ponownie czekamy na zabranie talerzy. I znowu siedzimy prawie w ciszy, bo każde słowo jest wyłapywane przez sąsiednie stoliki. No ale zaraz ma pojawić się deser, który tak naprawdę może wszystko odmienić! I odmienił. Ale nie na lepsze. Wrócę tu na chwilę do idei samego Restaurant Week. Robimy rezerwację, opłacamy ją wcześniej, restauracja wie dokładnie jakie dania przygotować, w jakiej ilości i dzięki temu mamy same plusy. Jedzenie się nie marnuje, a goście doskonale wiedzą czego się spodziewać. Idea piękna, popieram całym sercem, korzystam od lat. Wyobraźcie sobie więc moje zaskoczenie, jak zamiast deseru opisanego w menu dostajemy coś zupełnie innego. Zamiast cannoli z pistacją i mascarpone dostaliśmy… No właśnie, co to było? Kelnerka zapytana o to, czemu nie dostaliśmy poprawnego deseru odpowiedziała, że zapomnieli nas poinformować, że cannoli się skończyły i dostajemy (tutaj cytat) „Chyba ciasto francuskie z ricottą i nutellą”. Ciasto francuskie toto nie było, raczej ciasto do pizzy. A „nadzienie” to trochę za duże słowo jak na łyżeczkę czegoś słodkiego w środku. Pomijam już podejście obsługi, która przejawiała zerowy stopień zainteresowania gośćmi. Pomijam fakt, że ani razu nie usłyszeliśmy „przepraszam”, a zamiast tego tylko „no ok”. Ale nie mogę pominąć tego, że restauracja Pół na Puł zrobiła sobie farsę z całej idei Restaurant Weeku. Do tej pory mi głupio, że wymyśliłem akurat ten lokal na to jedno, specjalne wyjście. Chyba nie mam po...
Read moreDO NOT GO. Pol na Pul is not long for this earth. From my experience on Monday 8-09-25 around 13:45 to 14:30, the financial pressures of Warsaw’s very competitive restaurant scene have frayed management’s nerves. Uncomfortably warm inside because the A/C was off (to save money?), I was met with an eye roll from the waitstaff when I wanted to check the wi-fi speed before ordering. After all, as a former breakfast regular, one of the reasons I had stopped going months before was the poor internet. It was fast, so I said I’d have the pizza. The breakfasts had lost their quality but I remembered their pizza was quite good. And it was pretty good this time, but twenty minutes after finishing, a frazzled bald man (proprietor?) began shouting at me to find an office and not use his wi-fi. It’s astonishing to still find people who blame their customers for their own failings as restaurateurs. It’s not like I was taking up space while others were waiting. Well, Baldie, that was the last time you’ll ever see any cash from me. (Replacing my first review seven months ago) [High quality, efficient and friendly service. Cool interior and top location. Great price for scrambled eggs! (Mon to Fri) Please learn how to make and serve winter tea to get the...
Read moreI visited this place 2 days in a row. First day we had Lebanese mezzes which were quite good (especially falafel). But potatoes? Just looked to me as to fill the plate. The only down side was the plates mezzes served, looked nice but difficult to eat from.
Second day we had coffee and cheesecake which was quite OK BUT the coffee was terrible, terrible, terrible...None of us took the second sip and we just left our cups untouched. Worst coffee I had in a long time. Despite I told it to the waitress and even she acknowledged that their coffee is not the best, we were charged the full amount. 25 pln is not a big amount but it shows the attitude towards the clients. Also very poor dessert choice.
In summary, cozy place for a glass of prosecco and snacks but...
Read more