Właśnie wyszłam z tej restauracji i jestem wściekła. Nie mogę uwierzyć, jak bardzo to miejsce się popsuło. Rok temu byłam tu z chłopakiem i byliśmy zachwyceni – świetna karta, ciekawe smaki, rozsądne ceny. Dlatego dziś z pełnym przekonaniem zabraliśmy tu czwórkę znajomych, chcąc pokazać im jedno z naszych ulubionych miejsc. I właśnie wtedy zaczęło się jedno wielkie rozczarowanie.
Po pierwsze – zmieniona karta. W naszej opinii o wiele mniej ciekawa, nijaka, bez polotu. Kiedyś można było poczuć tu pomysł i smak, dziś wszystko wydaje się płaskie i wymuszone.
Porcje? Żart. Rozumiemy koncept dzielenia się talerzykami – dlatego tu przyszliśmy, bo bardzo to lubimy – ale jeśli w tatarze więcej jest rzodkiewki niż mięsa, to coś tu bardzo nie gra. A młode ziemniaki podane w miseczce wielkości bili od bilarda? Serio? Śmiech na sali.
Chłodnik z botwinki… najgorszy, jaki kiedykolwiek jedliśmy – i mówię to z pełnym przekonaniem, bo kilka osób przy stole go spróbowało. Smakował jak rozwodniony jogurt wymieszany z botwiną. Kompletny brak przypraw, brak jakiegokolwiek pomysłu. No, chyba że za pomysł ktoś uznał jajko sadzone na wierzchu – przerost formy nad treścią. Totalna porażka.
A teraz coś, co przechodzi wszelkie granice – obsługa. Takiego braku profesjonalizmu dawno nie widziałam. Wystrój lokalu jest naprawdę fajny, ale kelnerzy ubrani w obcisłe, podarte jeansy, prywatne koszulki i białe buty wyglądali jakby wrócili z domówki, a nie przyszli do pracy. Ale nie tylko o wygląd chodzi. Gdy tylko zobaczyli, że przy jednym stole siedzi szóstka młodych ludzi robiących sobie grupowe zdjęcie – od razu traktowali nas z góry. Tak, Panie barmanie – widzieliśmy, jak przewraca Pan oczami i podśmiechuje się pod nosem.
Przy sześciu zajętych stolikach kelnerzy biegali jak dzieci we mgle. Zero organizacji. Sztućce spadały im na ziemię średnio co kilka minut. Jednego z dań – klusek śląskich – zapomnieli. Przynieśli je dopiero, gdy już wszyscy skończyliśmy jeść. A najlepsze? Przynosząc danie, które ja zamówiłam, kelner bez słowa zabrał mi talerz sprzed nosa, mimo że miałam jedzenie w ustach i widelec w ręce. Zrzucił przy tym nóż z innego talerza i odszedł jak gdyby nigdy nic. A ja zostałam tylko z widelcem i niedowierzaniem.
Nikt ani razu nie spytał, czy chcemy coś jeszcze do picia. Nikt nie zapytał, czy mamy ochotę na deser. Kolejne sztućce spadły na stół i znowu – ani jednego słowa. Ale to nie koniec.
Karta koktajli – kolejny żart. Cztery autorskie koktajle na krzyż, które nie zainteresowały nikogo z naszej grupy. I nagle widzimy, że przy innych stolikach kelnerzy wydają aperole. O których nikt nawet się nie zająknął, że są dostępne. Super – tajne menu dla wybranych?
A wisienka na tym żenującym torcie – dostaliśmy paragon niefiskalny. Tak, mam go. Jeśli nie dostanę wyjaśnienia, sprawa leci prosto do Urzędu Skarbowego. Nie mam zamiaru tego zostawić.
Na koniec dowiadujemy się, że doliczono nam serwis w wysokości 10%, bo rachunek przekroczył 350 zł. To w naszym przypadku 64 zł – za co niby? Za brak uśmiechu? Za przewracanie oczami? Za rzucanie sztućcami i zapominanie o daniach? Za zabieranie talerza w trakcie jedzenia? To już jest po prostu nieprzyzwoite.
Byłam w tym miejscu rok temu i naprawdę byłam zachwycona. Dziś jestem wściekła, zawiedziona i zażenowana. Nigdy więcej. I każdemu powiem, żeby omijał to miejsce szerokim łukiem. Szkoda pieniędzy. Szkoda nerwów. Szkoda wspomnień.
Piękny wystrój, pyszna kaczka. To...
Read moreWent to Rosalia with a friend on a Wednesday (12 VI 2024) afternoon. The decor and ambience – beautiful. The ability of the owner to combine modern with rustic\folk provides a spectacular mix.
My friend and I found food truly outstanding. Chlodnik: ne plus ultra. So was steak tartar. Way different than standard offering with egg and chopped stuff of onion, pickle etc., variety but nevertheless spectacular. My friend couldn’t find superlatives for his “schabowy” and I enjoyed sandacz (pike-perch) intriguingly almost sweet & sour. Almost - but not really. Perfect.
We finished with Pani Walewska superbly different from what we had expected.
Last but not least, we truly enjoyed service of Damian. On top of the physique of a bouncer, Damian proved to be extremely knowledgeable food connoisseur, generous with advice, geography and history of the dish in question. A great conversationalist, attentive, however, unobtrusive and tactful.
Dr. Michal Opas Professor Faculty of Medicine,...
Read morePrzykro mi, że muszę napisać tak negatywną opinię, ale to co nas dzisiaj spotkało to coś niewiarygodnego. Zaczęło się dobrze, miły kelner, zaproponował coś do picia i podał karty. Wybraliśmy schabowego + ziemniaki dla chłopaka oraz kluski śląskie dla mnie. Kluski i schabowy były w kategorii „Większe”- co uważam jest totalną kpiną. Zapytałam kelnera jak duża porcja jest tych klusek i co wchodzi oprócz nich, zapytałam też czy najem się taką porcja i czy powinnam raczej coś domówić. Pan odpowiedział że nie wie, że mogę domówić kaczkę jakbym się nie najadła. No właśnie- kaczka gwóźdź programu. Po takiej wiadomości pomyślałam że może faktycznie to będzie spora porcja i oprócz tych klusek nic nie wcisnę. Dodatkowo Pan wspominał coś o food sharingu, więc myśleliśmy że te porcje będą wieksze, żeby faktycznie się móc podzielić. Nic bardziej mylnego, kelner niosąc komuś wcześniej wspomniane kluchy, zatrzymał się i pokazał mi jak wyglądają, zaledwie 9 czy 10 sztuk, każda wielkości zakrętki od wody, a oprócz nich - zupełnie nic. Koszt ok. 35 zł. Odrazu domówiłam kaczkę, bo nie ma opcji żeby ktokolwiek powyżej 5 lat, się najadł taka porcja. Jedzenie przyszło dosyć szybko, schabowy w porządku, mięso mięciutkie, rozmiar taki standardowy, ale oprócz niego? Nic. Koszt 59zl. ZA 1 SCHABOWEGO. Ziemniaki? Malusieńka, miniaturowa porcja, podana na talerzyku deserowym. Kilo ziemniaków- koszt około 2 zł, więc nie wiem po co odstawiać taki cyrk i podawać zaledwie dwa ziemniaki pokrojone w mniejsze kawałki za 11 zł. Cena nie jest zła ale na pewno nie za taka porcję. Moje kluski, w smaku bardzo dobre, ciekawe połączenie bodajże z marynowaną rzodkiewką, polane obficie masłem, super. Tylko jak już mówiłam, śmieszna porcja wielkości dłoni. Wracając do kaczki, tą gwiazdę dostałam dopiero po 20 minutach od przyniesienia poprzednich dań. Jak się domyślacie, chciałam zjeść kaczkę z kluskami, a nie oba dania osobno. Po 20 minutach, kiedy dawno byliśmy już po „jedzeniu”, przyszła wyczekana kaczucha, podana samotnie na talerzu i polana sosem. I przysięgam szczerze, nigdy nie miałam takiej sytuacji w życiu że zwróciłam jakąś potrawę, nawet jak w smaku coś mi nie odpowiadało to przecież szkoda jedzenia, dokańczałam danie i tyle. Tym razem nie dałam rady tak zrobić. Mięso absolutnie twarde i POTWORNIE żylaste, nie do pogryzienia, ba - nawet nie do przekrojenia nożem. Kiedy przyszedł kelner, poinformowałam go o sytuacji i bezproblemowo mogłam zwrócić jedzenie i nie zostało mi ono doliczone do rachunku, co uważam za w porządku ze strony restauracji. Cena kaczki- 67 zł. Ogólnie, wrażenia bardzo słabe, ceny z kosmosu i nic za nimi nie idzie, ani smak ani jakość produktów ani...
Read more