Wizyta w trakcie Restaurant Week. Skusiło nas ciekawie zapowiadające się menu mięsne oparte o wyszukane smaki dziczyzny i zwieńczone deserem, za którym z żoną bardzo przepadamy. Niestety zapowiedzi rozwinęły się znacznie z rzeczywistością, jaką zastaliśmy. Podany tatar z sarniny bardzo ale to bardzo różnił się od pojęcia tatara, które znamy z innych lokali. Przede wszystkim było to danie całkowicie mdłe, całkowicie niedoprawione i trochę przypadkowe. Smak mięsa był zdominowany całkowicie przez chrzan, który z założenia miał być tylko lekkim dodatkiem. Nie pasował do dania również rodzaj dobranego pieczywa. Był to zwykły chleb tostowy kompletnie niepasujący do królewskiego dania z sarny. Kompletnym nieporozumieniem było dodane do posiłku oddzielnie żółtko jaja, które trzeba było samemu sobie mało rozbełtać w tatara. Żółtko nie było dobrze oczyszczone, towarzyszył mu charakterystyczny glut z resztki białka. Po przełknięciu tego dania, zaserwowano nam steka z jelenia. Mówiąc stek mam na myśli kilka plasterków wysuszonego na wiór mięsa. Pomijając kwestię tego, że tak szlachetne mięso zostało w ten sposób drugi raz zabite, to na talerzu małżonki pojawiły się jeszcze plasterki z niemożliwymi do przełknięcia żyłkami, co nie powinno mieć miejsca. Wszystko podane na smacznym ale wodnistym puree, które ze względu na konsystencję pozwalało nam sentymentalnie wrócić do okresu niemowlęctwa. Dodatek wiśni trafny ale niestety nie ratował całości. No i dojechaliśmy do deseru. Nie był to w żadnym przypadku sernik baskijski, mimo usilnego i uporczywego przekonywania nas przez Pana kelnera, że my jako goście po prostu się na kuchni i deserach nie znamy. Koronnym argumentem przemawiającym za prawdziwą baskijskość sernika było to że był on przygotowywany przez rodowitą białorusinkę. Tak więc oceniając sernik BASKORUSKI, który faktycznie jadłem pierwszy raz w życiu, mogę stwierdzić, że było to danie przesłodzone, zalane czekoladą mleczną, jałowe i kompletnie nie pasujące do reszty. Najbardziej z tej całej kolacji smakował nam makaron z okienka na Chmielnej, w którym chcieliśmy przegryźć niesmak po wizycie w restauracji. Trzeba jeszcze podkreślić jedną rzecz. Poza niewątpliwym fachem kelnera do roznoszenia potraw, niestety miałem niesmak słuchać Jego przekleństw z zaplecza, które było słuchać na sali gości oraz być świadkiem świętowania przy barze zakończenia weekendu w trakcie pracy. Podsumowując, męczyliśmy się wszyscy. Męczył się kucharz, męczył się kelner, męczyli się goście. Restauracja całkowicie zaprzypaściła szansę na promocję, którą dają wydarzenia typu Restaurant Week. Podawane dania nie miały nic wspólnego z nazwą restauracji. Nie polecam. Są lepsze miejsca do odwiedzenia i zadbania o to, żeby przetrwały. Jedna * za to, że składniki były świeże , a dania ładnie podane. Druga * za lokalizację -w pobliżu jest dużo dobrych restauracji, któtymi można...
Read moreZarezerwowaliśmy stolik dla dużej grupy, bo 7 osób przy pomocy aplikacji Finebite. Kelnerka była zaangażowana w swoją pracę, pomogła w wyborze dań bez glutenu dla osoby uczulonej, ale zaskoczyła nas informacja, że w sobotę o 18:00 nie ma już dań z kaczki oraz steku wołowego. Z biegiem czasu ilość brakujących składników powiększyła się o colę zero i wszystkie ryby z karty dań głównych. Udało nam się wybrać coś z tego co pozostało, ale czas oczekiwania - mimo tego, że poza nami był zajęty jeden mały stolik na dole, był ogromny. Gdy doczekaliśmy się napojów (zamówiliśmy trzy cory koryntu, a w odpowiedzi usłyszeliśmy, że do wyboru jest pszeniczne i ipa - wzięliśmy trzy pszeniczne, ale tych również okazało się, że nie ma i musieliśmy wziąć dwa pszeniczne i jedną ipe) wkroczyły przystawki - grzanki z chleba litewskiego nawet porównując do zdjęć z innych opinii były kompletnie spalone, jedna przystawka nie była w ogóle przez nas zamówiona, ale ten błąd kelnerka sama przyznała i przeprosiła - z biegiem czasu rozumiem jej błąd, bo pewnie cały tydzień swojej pracy spędziła na przepraszaniu za błędy kucharza. Kucharz po spaleniu przystawek pomylił wielkość kurczaka w spaghetti (plaster zamiast porównując do innych zdjęć połowy fileta) za co biedna kelnerka również przeprosiła i zaproponowała wymianę dań (2 sztuki) na które się nie zgodziliśmy ze względu na czas - dania główne dostaliśmy po 20:00, a więc 2 godziny po przyjściu na miejsce (wybór przy okrojonej karcie trochę nam zajął, ale myślę, że można powiedzieć o godzinnym czasie oczekiwania). Poza tym dania przyszły w różnym czasie co również było zaskoczeniem zwłaszcza, że ostatnia pojawiła się wieprzowina z niedopieczonymi ziemniakami oraz placki ziemniaczane z łososiem i kawiorem, które w konsystencji nie miały żadnego startego ziemniaka, a bardziej przypominały mieszankę z proszku. W ramach przeprosin dostaliśmy pudełko makaroników, w domu jeden z nich (pomarańczowy) smakował jak z serem pleśniowym/gorgonzola mimo tego, że wyglądał na słodkiego (i pozostałe w opakowaniu były słodkie: z różą, z pistacja). Po tym dziwnym doświadczeniu postanowiliśmy nie próbować pozostałych. Restauracja wygląda pięknie, tron jest fajną atrakcją, ale doświadczenie pozostawiło ogromny niesmak - zwłaszcza, że wielkość grupy wiązała sie z dopłata za serwis, który opierał się głównie na przepraszaniu za...
Read moreNiestety nie było to dobre doświadczenie :c Odwiedziłam to miejsce w ramach restaurant week, skuszona menu, w którym królowała dziczyzna, jednak to co zrobiono tutaj z tymi składnikami, jest bardzo smutne i niezbyt smaczne. Tatar z sarniny był mdły i smakował jakby bez żadnej obróbki trafił ze sklepu na talerz. Został podany na melonie z chrzanem. Po wymieszaniu składników był w miarę zjadliwy, ale tylko dlatego, że nie było go czuć wśród dominującego smaku melona i chrzanu. Jednak jest różnica między kompozycją smaków, a ratowaniem dania dodatkami i dobry składnik powinien bronić się sam. Tutaj tego nie było. Nawet żółtko podane osobno miało żyłki z białka i pływało w jego resztkach. Chleb słabej jakości… Szkoda mi tej sarny na to :( Danie główne w postaci steku z jelenia było podobne - stek żylasty, twardy, niedoprawiony… Smak ratowało puree z dyni, no ale nie o to w tym miało chodzić. Na koniec sernik sernik… nawet nie wiem do czego to porównać. Mógłby się ratować, gdyby był sprzedawany jako fit-deser, chociaż nawet wtedy nie dawałby radości. Był suchy, mdły i mało wyrazisty. Czekolada słabej jakości próbowała to przykryć, ale utrudniały to złote kulki, które chrzęściły w zębach. Absolutnie tragiczne były też warunki - posadzono nas przy drzwiach wejściowych, przy śmietniku, ale ok - takie miejsce się trafiło, trudno. Siedziałyśmy na dole, a na górze organizowana była jakaś impreza pracownicza. Bardzo głośna i bardzo nieprzyjemna. Żeby pójść do toalety, trzeba się było udać właśnie na górę i przedrzeć przez wiele pijanych i tańczących osób. W łazience na umywalce, koszu na śmieci i na ziemi była krew, która ubrudziła mi koszulę. Kelner próbował tłumaczyć, że to sztuczna krew z okazji Halloween, jednak sztuczna krew znajdowała się na lustrze w przedpokoju, postaci odcisków dłoni, a krew w łazience dookoła umywalki zdecydowanie na taką nie wyglądała. W koszu na śmieci było mnóstwo papieru, którym ktoś ewidentnie próbował zatamować krwawienie. Podczas wychodzenie byłyśmy świadkami, jak jeden z pracowników głośno wyklina na jednego z gości, który czymś go zdenerwował. Używał niewybrednych słów i zupełnie nie przejmował się ludźmi dookoła. Restauracja próbuje sie stylizować na elegancką, ale zdecydowanie bliżej jej do pubu...
Read more